Powyższe zdjęcie nie pochodzi z Koh Lanty tylko z Ko Rok Noi ;) ale, że to jedno z moich ulubionych z tej wycieczki to wstawiam na sam początek posta :)
Nocleg na Koh Lancie zarezerwowałam na booking.com, zależało mi na tym aby spać w domku lub bungalowie przy plaży. Wybrałam nocleg w Bali Beach Bungalows. W domku było czysto, niestety lokalizacja na samej plaży sprawiała, że drobne insekty i piach były już po jednym dniu właściwie wszędzie, ale da się to przeżyć kiedy rano budzi nas szum morza i widok wschodzącego słońca. W takich warunkach naprawdę można odpocząć, a bałagan w pokoju schodzi na dalszy plan ;) Właścicielem tego ośrodka był bardzo sympatyczny Francuz który porzucił swoją, jak to sam określił "zimną i szarą" ojczyznę na rzecz słonecznej Tajlandii. Sam ośrodek był... dziwny. Składa się tak naprawdę z trzech (czterech? nie pamiętam) klimatyzowanych domków, baru oraz miejsc wypoczynkowych z hamakami. Obsługa to muzułmańska rodzina, która, znowu użyję tego słowa, była... dziwna. Ciężko tak naprawdę nazwać te osoby "obsługą" ponieważ nie wykazywali oni żadnej inicjatywy, nie dopytywali się czy czegoś nam potrzeba, patrzyli się na swoich gości raczej podejrzliwie niż przyjaźnie. Atmosfera w ośrodku jest przez to nieco "creepy" ;) Z drugiej strony jeżeli ktoś lubi mieć święty spokój i nie przepada za nadskakującą obsługą to miejsce jest właśnie dla niego. W pobliżu ośrodka znajduje się rewelacyjna restauracja - Bamboo Restaurant, prowadzona przez matkę i syna. Dania są świeże, smaczne, a wszystko serwowane z uśmiechem na twarzy. Po trzech dniach stołowania się tam, ci przesympatyczni ludzie machali nam już z daleka :)Trzeciego dnia pobytu wybraliśmy się na wycieczkę po wyspie. Jedynym sensowym środkiem transportu na Koh Lancie jest skuter który wypożyczyliśmy w naszym ośrodku za jakieś 20 złotych za cały dzień użytkowania. Wyspa nie jest duża, jednak drogi są dosyć kręte i dla niedoświadczonego kierowcy niektóre zakręty i podjazdy mogą stanowić mały problem. Zabraliśmy ze sobą ręczniki i właściwie przy każdej plaży zatrzymywaliśmy się aby zrobić zdjęcia i popływać.
Znalezienie pustej plaży na Koh Lancie nie jest szczególnie trudne - tłumów na tej wyspie na pewno nie spotkacie. Czas płynie tam wolniej, nikomu się nigdzie nie spieszy, nie ma zgiełku i nerwowości. Idealne miejsce na odpoczynek. Jednocześnie cała infrastruktura wyspy jest przystosowana pod turystów, nie ma problemu ze znalezieniem knajpki, sklepu, czy salonu masażu. Niestety plaże na Lancie nie są tak rajskie jak po wpisaniu w Google frazy "rajska plaża". Przypominają raczej polskie wybrzeże tylko, że z palmami i dużo cieplejszą wodą ;) Te braki rekompensują widoki jakie Lanta serwuje po zmroku. W tej najbardziej turystycznej części na plaży znajdują się pięknie oświetlone restauracje i bary utrzymane zazwyczaj w klimacie reggae. Romantyczna kolacja na plaży jest na Lancie jak najbardziej do zrealizowania :)
Na Lancie znajduje się mnóstwo biur podróży organizujących transport pomiędzy wyspami oraz zorganizowane jednodniowe wycieczki. My wybraliśmy cały dzień snorkellingu oraz krótką wycieczkę na wyspę Ko Rok Noi. Wysepkę zdecydowanie można zaliczyć do tych z kategorii "rajskie". Wycieczka na Ko Rok to również dobra alternatywa dla zatłoczonej Ko Phi Phi.
Koh Lanta to wyspa idealna na krótki odpoczynek od codzienności. Ja z chęcią wróciłabym w tamte okolice, ale na kolejny wyjazd zdecydowanie spakowałabym się w plecak i wyruszyła na objazdówkę po innych tajskich wyspach i wysepkach. Może za rok? :)
takimi wpisami przywołujesz lato :)
OdpowiedzUsuńPorcelainDesire
niech będzie chociaż wiosna! :)
Usuńcieszę się, że zdjęcia się podobają :)
OdpowiedzUsuń